Marcin B. Brixen Marcin B. Brixen
1098
BLOG

Prawdziwa herezja

Marcin B. Brixen Marcin B. Brixen Imigranci Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Dziadek Łukaszka wraz z wnukiem szykowali się do wyjścia do kościoła.
- A wy? - zapytał Łukaszek.
- Byłem wczoraj - odparł leniwie tata Łukaszka i zagłębił się w lekturze książki "Pakt Mieszko-Hodon".
- Ja też pójdę - zerwała się siostra Łukaszka.
- Dokąd? Na mszę? Też idę - zaskoczyła wszystkich mama Łukaszka. - Mam do zamienienia dwa słowa z księdzem!
- Jak ona idzie to i ja - nie wytrzymała babcia. - To podejrzane, że ona idzie, może tam dają coś za darmo?
- Zbawienie - rzekł z namaszczeniem dziadek, ale babcia spojrzała tylko z ironią i nic nie powiedziała.
Poszli więc w piątkę. Msza minęła bez zakłóceń, za to po nabożeństwie mama Łukaszka uparła się, że chce koniecznie porozmawiać z księdzem. Poszli więc pod plebanię i czekali. Kapłan wyszedł już ze świątyni i rozmawiał to z jedną, to z drugą grupką osób.
- Nie my jedni mamy do niego sprawę - westchnął dziadek. - A propos, co to za sprawa?
- Kwestia wiary i korespondencji - odparła zaciętym głosem mama Łukaszka.
Czekali więc. Dla zabicia czasu siostra Łukaszka zaczęła opowiadać o swoich planach na ten dzień.
- Idziemy wieczorem z moim chłopakiem na koncert - siostra Łukaszka zajrzała do torebki. - Tu mam bilety.
I akurat wypadła jej z torebki paczka prezerwatyw i czystym przypadkiem zlądowała u nóg nadchodzącego księdza niczym sprawa o TK na biurku sędziego Łąciecha-Wojczewskiego.
Zapadło niezręczne milczenie. Nagle wszyscy pod kościołem zeszli się i patrzyli.
- No co - odezwał się wreszcie siostra. - Oprócz koncertu planujemy coś jeszcze. To źle?
- Źle! - wykrzyknął dziadek. - Używanie tego czegoś to grzech i...!
- Już nie - przerwał mu ksiądz łagodnie. - Już nie. Najnowsza encyklika papieska...
- Ten papież! Ciągle głosi jakieś herezje!
- To nie są herezje...
- Jak to nie?! A czy ksiądz wie co oni zamierzają z tym zrobić?!
- Ja powiem - w głosie siostry Łukaszka brzmiała determinacja. - Zamierzamy je zużyć. Wszystkie.
Niektóre panie spojrzały na nią z zazdrością.
- Jak? Przed ślubem? - osłupienie dziadka nie miało granic. - Przecież to grzech!
- Też już nie - wtrącił się ponownie kapłan.
- Co? A jakby dwóch face...
- No jakby to panu powiedzieć... Hm...
- Co???! Pierwsze słyszę!
- Prasy katolickiej się nie czyta, widzę - uśmiechnął się ksiądz lekko ganiąc dziadka. - Dużo u nas zmian ostatnio.
- Zmian?! Toż to jakieś herezje!
- Żadne tam herezje. To po prostu prawdziwa wiara, kierująca się miłością...
- A propos miłości - odezwała się mama Łukaszka. - Czy ksiądz dostał mój list?
- Miłosny? - spytała z ironią babcia.
- Nie, ten w którym piszę o imigrantach.
- A tak, dostałem, nie wiem tylko...
- Sprawa jest bardzo prosta. Pytanie brzmi czy ksiądz przyjmie imigrantów na parafię, czy nie.
- Nie, ależ skąd.
- A więc ksiądz nie jest prawdziwym chrześcijaninem! - zagrzmiała mama.
- Co to za herezje?! - oburzył się dziadek.
- Jakie herezje!? Chrystus sam był uchodźcą, przyszedł do swoich a swoi go nie przyjęli!
A gdzie „miłujcie się”? Ja jestem ateistką i mówię księdzu, że większym chrześcijaninem jest ten, kto pomaga uchodźcom przyjmując ich...
- Herezje!!! - zapiał jeszcze głośniej dziadek.
- Żadne tam herezje! Taki ateista, który przyjął...
- Który? – wtrącił się Łukaszek.
Mama straciła wątek.
- Pytam: który – powtórzył Łukaszek. – Może jakieś nazwisko kogoś, kto przyjął?
- No... W tej chwili nie pamiętam, ale co to ma za znaczenie, skoro jest tu ktoś, kto powinien pomóc, a nie pomaga?
- To do mnie te pretensje, że nie pomagam? - obruszył się ksiądz.
- Jasne, a do kogo?! - nacierała mama. Tłum zamruczał groźnie.
- A skąd ten pomysł, że nie pomagam?
- Przecież nie przyjął ksiądz żadnego uchodźcy!
- Jak to nie?!
Mamę zatkało.
- Zaraz, zaraz... To ksiądz przyjął uchodźców?!
- A bo to raz...
- Co ja za herezje słyszę!
- Zabawne - skomentował Łukaszek. - Słysząc ateistkę krzyczącą "herezje"...
Mama nie zważała jednak na to.
- Jak? Ilu? Kiedy?
- W zeszłym roku, kilka razy... Przyjęliśmy tu kilka rodzin, jedną po drugiej... Starcy, kobiety z dziećmi, ciężarne...
- To nie są uchodźcy - zauważył złośliwie dziadek. - Uchodźcy to młodzi, zdrowi, sprawni mężczyźni, którzy nie chcą pracować, tylko chcą pieniędzy...
- Co się z nimi stało? - dopytywała mama.
- Spierdolili do Niemiec - rzekł głośno Łukaszek.
- Wyrażaj się!
- Ale on ma rację - wziął go w obronę ksiądz.
- Ale przeklinanie to grzech, chyba, czyż nie? - zapytała babcia.
- No jakby to powiedzieć...
- Wiem, wiem, prasy katolickiej nie czytam...
- Właśnie, bo wczoraj papież ogłosił...
- Kolejną herezję - stęknęła babcia.
- Cisza z tymi herezjami! - krzyknęła mama. - Co z tymi uchodźcami pytam się?
- Przecież syn pani wyjaśnił. Spie... Wyjechali do Niemiec. Chyłkiem, bez pożegnania, nocą.
- Skąd wiedziałeś? - mama zwróciła się do Łukaszka.
- Nie tylko imigranci tak robią. Młodzi Polacy też. Ale was to nie interesuje. Niedługo zastrzyku eutanazyjnego nie będzie miał kto wam zrobić.
- Nic nie zostało po tym uchodźcach? - mama była zrozpaczona.
- Zostały rachunki. Za remont, za prąd. Parafianie jakoś się nie garną do tego, żeby płacić, więc cieszy mnie, że pani, ateistka, dołoży się do kwoty... To będzie takie chrześcijańskie... - i ksiądz wyciągnął dłoń.
Mama uciekła najpierw wzrokiem, potem dłonią burcząc coś, że ateizm zobowiązuje do niepłacenia.
- A szkoda - rzekł ksiądz. - Gdyż przykro to mówić, ale religia katolicka jest... No, może nie w odwrocie, ale w pewnym dołku, kryzysie. Spada liczba powołań, pustoszeją świątynie, zamykane są kościoły... Trudno się troszczyć o innych gdy samemu jest ciężko...
- Ale to nie w Polsce - machnął ręką Łukaszek. - U nas są budowane nowe kościoły, tworzone są nowe parafie... W Pawełkowicach powstaje właśnie parafia Chrystusa Dobrego Uchodźcy.
- Nie słyszałem - zdumiał się ksiądz.
- Prasy katolickiej się nie czyta... - Łukaszek nie mógł sobie odmówić.
Nieoczekiwanie wśród tłumu pojawiły się głosy poparcia dla niego.
- Tak, tak, ja też słyszałam...
- Owszem, mówił mi syn...
- Był artykuł o tym w lokalnej prasie...
- Ależ proszę państwa... - roześmiał się kapłan. - To są jakieś herezje!
- Żadne herezje, proszę księdza, taka parafia naprawdę powstała, jest nawet gęsto obsadzona przez kilku księży!
- Kilku?!! Przy obecnych niedoborach kadrowych?!! To niemożliwe!! Skąd są ci księża?
- Z Ukrainy - bąknął ktoś.
- Ja... Jak to? Z Ukrainy? - księdzu się zrobiło słabo. - Jak to tak?
- Biskupowi brakowało wikariuszy, to ich sprowadził - padło z tłumu.
- Ale tak jest super proszę księdza!
- Wreszcie są księża, którzy interesują się parafianami i nie wymawiają brakiem czasu!
- Oni się zajmują parafią od świtu do zmierzchu!
- A jacy gorliwi! W niedzielę robią tam dwanaście mszy! Od siódmej do szóstej! I to w wakacje! Bo po wakacjach ma być piętnaście!
- I mniej kosztują! Za wesele biorą jedną trzecią stawki co u polskiego księdza!
- Jacy oszczędni! Nie wydają na samochody tylko w pięciu jeżdżą jednym Punto!
- Jacy oni robotni! Sami kościół naprawią i sprzątną nawet!
Ksiądz trzymał się za serce i osuwał powoli po ścianie plebanii.
- Ukraińcy... Za księdza... - charczał cicho. - I to jest prawdziwa herezja!

--------------
marcinbrixen.pl
http://www.wydawnictwo-lena.pl/brixen3.html - blog w formie książki
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen

Nie biorę żadnej odpowiedzialności za to co robi Łukaszek, a tym bardziej za to, co mówi Gruby Maciek. A tak poza tym, to fikcja, czysta fikcja. UWAGA! Podczas czytania nie należy jeść i pić! Nie zaleca się czytania pokątnie w obecności szefa! Opluty monitor czyścimy specjalną chusteczką, a klawiaturę szczoteczką do zębów (by Redpill)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka