Marcin B. Brixen Marcin B. Brixen
911
BLOG

Artykuł 212

Marcin B. Brixen Marcin B. Brixen Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

W szkole trwała walka o przeżycie. Starcie miało miejsce na lekcji języka polskiego. Pani polonistka wpadła na straszliwy pomysł dyktanda.
- Czy Unia Europejska zezwala na przeprowadzanie dyktand? - zastanawiała się głośno dziewczynka, która zawsze odzywała się jako pierwsza.
- Jesteśmy w Polsce - przypomniała z namaszczeniem pani polonistka. - I jakaś tam Unia nie będzie nam dyktować czy robić dyktando czy nie. Gdybyście nie zauważyli, od jakiegoś czasu odzyskaliśmy nasze szkoły z powrotem. Dla Polski, dla nauczycieli, no i dla uczniów też. Teraz nasze szkoły są naprawdę nasze, polskie, piękne, patriotyczne, pełne poprawionej podstawy programowej... A poza tym przypomnijcie sobie tych wszystkich ludzi na przestrzeni wieków, którzy ginęli za to, żebyście teraz mogli mówić po polsku. Przecież gdyby oni to słyszeli...
- To nie fair - zaszemrała boleśnie klasa i nie oponowała już przeciwko sprawdzianowi.
- A zatem dyktuję - pani polonistka założyła ręce za plecy. - Michał Wołodyjowski był mistrzem fechtunku w walce na czarną broń.
- Co to jest fechtunek? - spytał zrozpaczony Sajmon, uczeń na wózku.
- Moja babcia to miała, taki guz pod kolanem, moja babcia to miała - wypalił okularnik z trzeciej ławki.
- Co ty pitolisz nędzna fiucino - Gruby Maciek pozwolił sobie na dezaprobatę. - To taka obrzutka z cementu kładziona na budowie pod tynk.
I się pobili.
- Popełniła pani błąd - powiedział Łukaszek.
- Widzę - odparła smętnie pani polonistka patrząc na okularnika i Grubego Maćka. - Chyba muszę ich usadzić jak najdalej od siebie.
- Nie mówię o nich, tylko o tym zdaniu.
- Jak mogłam zrobić błąd, skoro go nie pisałam?
- Bo to zdanie jest złe.
- O tym co jest złe, to ja decyduję, Hiobowski, to ja jestem nauczycielem, przypominam ci.
- Nauczycielką...
Pani polonistka zamknęła na chwilę oczy.
- No dobrze, gdzie to ja niby zrobiłam błąd? Wołodyjowski nie miał na imię Michał?
- Miał. Chodzi o coś innego. O broń.
- Nie był mistrzem?
- Był. Ale nie broni czarnej tylko białej. On był mistrzem broni białej.
- Nie, nie, nie, Hiobowski. Biała broń brzmi zbyt rasistowsko.
- Widziała pani kiedyś czarną szablę?
- A rękojeść?
- Czarne rękojeści mają szpadle z dyskontów a nie szable!
Awantura wisiała w powietrzu, gdy nagle otworzyły się drzwi i weszło trzech panów w garniturach i w ciemnych okularach. Mieli wypchane marynarki pod pachami, słuchawki w uszach i żuli gumę.
- Tajniacy! - pisnął okularnik.
- Mówiłem, że lepiej przebrać się za skejtów - powiedział pierwszy z panów.
- Milcz - skarcił go drugi pan.
- Kim panowie są? - zapytała pani polonistka.
- Dzień dobry, jesteśmy bobry - powiedziała trzeci pan.
Klasa zamilkła dławiąc się śmiechem.
- No to cześć, daj coś zjeść - odparł pogodnie Łukaszek.
Uczniowie eksplodowali śmiechem.
- Cisza! - wrzasnął trzeci pan i wszyscy umilkli. - My jesteśmy z Biura Ochrony Byłego Rządu, w skrócie BOBR. Nie igraj z nami chłopcze.
- Myślałem, że walczymy na głupie wierszyki - wyznał Łukaszek.
- Nazwisko!
- A ma pan prawo przetwarzać moje dane osobowe?
- Chłopcze, ja mam prawo przetworzyć nie tylko twoje dane, ale i ciebie. Nazwisko!
- Hiobowski.
- O! To my po ciebie!
Pierwszy pan i drugi wzięli Łukaszka pod pachy i wyciągnięto go z ławki.
- Dokąd go zabieracie? - zaniepokoiła się pani polonistka. - Jest lekcja, odpowiadam za niego.
- Do auli. Jest już tam dyrektor. Kazał go przyprowadzić.
- A... Acha... A o co właściwie chodzi?
- Będzie przepraszał Tunalda-Doska za to co napisał o nim w internecie.
- Jak to... Tunald-Dosk jest u nas w szkole?! - pani polonistka klasnęła radośnie, a panowie odruchowo sięgnęli pod marynarki.
- Niech pani więcej tego nie robi! - przestrzegł ją trzeci pan. - Tak, on jest tutaj. W auli.
Pani polonistka zerknęła przez okno.
- Nie ma żadnej limuzyny.
- Podjechaliśmy Pendotrolejbusino. No, chodź chłopcze, idziemy.
- Idę z wami!
- Sama pani mówiła, że ma lekcje.
- Ale ja chcę to zobaczyć!
- Mowy nie ma!
Pani polonistka podeszła do trzeciego pana i szepnęła:
- Mam w takim razie prośbę... Zastrzelcie go po drodze i powiedzcie, że uciekał...
- Martwy nie będzie mógł przecież przeprosić - odparł logicznie pan i wyszli zabierając ze sobą Łukaszka.
Milczeli przez całą drogę.
Aula była całkiem pusta, tylko na środku stało kilka stołów i krzeseł. Na stołach leżały papiery, przybory do pisania, stały laptopy. Na jednym z krzeseł siedział zmartwiony pan dyrektor szkoły. Koło okien stał Tunald-Dosk otoczony wianuszkiem osób. Podbijał piłkę. Kiedy zobaczył Łukaszka usiadł koło dyrektora i skinął, aby podprowadzić chłopca ku niemu.
Trzej panowie podeszli z  Łukaszkiem.
- Ach! To ty - powiedział Tunald-Dosk. - Nie spodziewałeś się, że się spotkamy co? Może autoghaf?
- Nie ma sprawy - Łukaszek wziął marker ze stołu, sięgnął po piłkę, podpisał się na niej i wręczył Tunaldowi-Doskowi. - To co, to już wszystko? Mogę wracać na lekcję?
- Widzę, że nie będzie łatwo - Tunald-Dosk założył nogę na nogę. - Łukasz, nie wolno w sieci wypisywać co się chce, szczególnie gdy to jest mowa nienawiści. Na przykład twój hejt wobec mnie.
- Kiedy to niby popełniłem jakiś hejt??? Gdzie???
- Dhwiłeś ze mnie na intehnetowym fohum! - uniósł się Tunald-Dosk.
- Czy mógłby pan polsku, bo nie rozumiem...
- Szefie, on sobie z pana hobi heheszki - odezwał się jakiś facet stojący za Tunaldem-Doskiem.
- Sam widzę! A tobie chłopcze odświeżę pamięć. Tu masz wydhuk...
Łukaszek rzucił okiem.
- Aaaale hejt...
- To jest mowa nienawiści! Jest taki ahtykuł kodeksu kahnego o numerze dwieście dwanaście. Za pomówienie jest grzywna lub więzienie.
- Ja pana pomówiłem???
- Nazwałeś mnie "niegodnym zaufania"!
- To nie o panu.
- Jak to nie?!!
- Imię i nazwisko jest inne.
- Też mi inne! Każdy głupi się domyśli kto to jest Nalddo Sktu!
Jakby w odpowiedzi otworzyły się drzwi do auli i weszło kilku kolejnych panów w garniturach. A wśród nich były prezydent Konisław-Bromorowski.
- Jeszcze jego tu bhakowało - zagryzł usta Tunald-Dosk.
Były prezydent wszedł witając się kordialnie ze wszystkimi. Potem rzucił krótko do jednego ze swoich:
- Śrubokręt!
Funkcjonariusz podał mu żądane narzędzie, a były prezydent wrócił do drzwi. Po czym szybko i fachowo zdemontował kontakt zostawiając samą puszkę i przewody spięte kostką.
- Fajny kontakt, przyda mi się - rzekł zadowolony Konisław-Bromorowski oddając łącznik i wkrętak funkcjonariuszowi. Spojrzał na ochroniarzy, dyrektora, Tunalda-Doska i Łukaszka:
- Szukam ucznia o nazwisku Hiobowski, powiedziano mi, że jest tutaj. Który to z was?
Tunald-Dosk jęknął cicho i wbił sobie pięści w oczy.
- To ja - rzekł Łukaszek.
- Acha. Łukaszu, żądam od ciebie przeprosin. Napisałeś o mnie, że jestem niegodny zaufania...
- Zahaz, zahaz - ocknął się Tunald-dosk. - On to pisał o mnie!
- Nieprawda! - wtrącił się Łukaszek. - Napisałem tak o Nalddo Sktu!
- Właśnie! - ucieszył się Konisław-Bromorowski. - A to przecież ja!
- Co ty opowiadasz! To przecież ja! O tobie napisał, że jesteś bucem i głąbem!
- No i to mi się nie podoba. O wiele bardziej za to podoba mi się to "niegodny zaufania", To brzmi tak elegancko i dystynkcjowanie. Więc chłopcze przeproś mnie.
- Nie! Mnie!
- Mnie!
- Mnie!
- Może panowie się zdecydują - poprosił Łukaszek.
Po minucie krzyków pierwszy poddał się Tunald-Dosk. Chwycił piłkę z autografem Łukaszka i kopnął z całej siły. Piłka odbiła się od ściany i trafiła jednego funkcjonariuszy w plecy. Ten nie wahał się ani chwili, wyciągnął błyskawicznie broń i strzelił do piłki. Słysząc strzał inni panowie też wyjęli pistolety i...
- To wszystko twoja wina, Hiobowski! - pan dyrektor przekrzykiwał strzały czołgając się ostrożnie po zasłanym potłuczonym szkłem parkiecie.
- Moja? Czy to ja strzelam?
- To ta piłka...
- Ale czy to ja ją kopnąłem?
- Bo się zdenerwował!
- Ale czy to ja się z nim kłóciłem?
Pan dyrektor zacisnął pięści i zawołał:
- I co ja teraz mam zrobić?
- Jak to co? Remont!

--------------
NOWOŚĆ -> marcinbrixen.pl
http://www.wydawnictwo-lena.pl/brixen3.html - blog w formie książki
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen

Nie biorę żadnej odpowiedzialności za to co robi Łukaszek, a tym bardziej za to, co mówi Gruby Maciek. A tak poza tym, to fikcja, czysta fikcja. UWAGA! Podczas czytania nie należy jeść i pić! Nie zaleca się czytania pokątnie w obecności szefa! Opluty monitor czyścimy specjalną chusteczką, a klawiaturę szczoteczką do zębów (by Redpill)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura