Marcin B. Brixen Marcin B. Brixen
884
BLOG

Uderz mnie, no proszę cię, uderz mnie!

Marcin B. Brixen Marcin B. Brixen Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Był ostatni dzień zajęć szkolnych w tym roku.
Klasa Łukaszka miała mieć zajęcia z wuefu.
- Ach, jeszcze wy - burknął pan od wuefu i podrapał się po mięśniu czoła. - Na szczęście to ostatnia lekcja na dziś. Przecież ja muszę dzisiaj wcześniej wyjść. Jutro nie mam czasu iść na siłownię więc muszę nadrobić wszystko dziś. Więc teraz siedzę i piszę esemesy z życzeniami świątecznymi na zapas.
Wszyscy byli wstrząśnięci przebiegłością pana od wuefu, który zazwyczaj przebiegłością nie grzeszył.
- A co mamy robić? - zapytał okularnik z trzeciej ławki.
- No nie wiem - i pan od wuefu zaprowadził ich na salę. Połowa boiska była już zajęta przez jedną z młodszych klas. - Możecie robić co chcecie, pod warunkiem, że będzie grzeczni.
I pan od wuefu poszedł do swojego kantorka.
- Zagrajmy w siatę! - zaproponowała młodsza klasa.
- Sami se grajcie - odparł Gruby Maciek. - My wolimy w nogę.
- O, nie - zaoponował jeden z młodych. - Jak zagramy w siatę to jest demokracja. A jak zagramy w nogę to jest dyktatura.
- To zróbmy tak - rzekł Łukaszek. - Wy gracie w siatę, a my w nogę.
- To jest też dyktatura.
Wybuchła kłótnia.
- Spokój! - do sali zajrzał pan od wuefu. - Macie się grzecznie zachowywać! Bo inaczej ja wam coś wymyślę!
I zniknął za drzwiami.
- Widzicie? - triumfowała młodsza klasa. - Musicie, powtarzam musicie robić to co my. Bo inaczej nie będziecie grać w nogę.
- A chcecie grać w nogę? - zapytał okularnik.
- Nie, w siatę.
- To tak czy tak nie gralibyśmy w nogę - wzruszył ramionami Gruby Maciek.
Młodsi zaczęli ich wyzywać i popychać.
- Ja im zaraz... - zdenerwował się Gruby Maciek i już zacisnął dłoń w pięść, kiedy Łukaszek go powstrzymał.
- Dlaczego?
- Spójrz tylko na nich! - zawołał Łukaszek. - Oni tylko na to czekają!
Gruby Maciek rozluźnił dłoń, co oponentom najwyraźniej się nie spodobało.
- Uderz mnie, no proszę cię, uderz mnie! - przekrzykiwali się.
- To jest chore - skomentował okularnik.
Krzyki zwabiły ponownie pana od wuefu.
- Ostatni raz was ostrzegam! Co tu się dzieje?!
- Oni nie chcą nas bić! - poskarżyli się młodsi uczniowie wskazując na klasę Łukaszka.
Jak można się było spodziewać, pan od wuefu niczego nie zrozumiał.
- Nie wiem co wy wyprawiacie, ale chcę mieć spokój! Jeśli jeszcze raz tu przyjdę, to wszyscy będziecie mieć gimnastykę!
I wyszedł trzasnąwszy drzwiami.
- Uderz mnie, no proszę cię, uderz mnie! - nadal wołali młodsi uczniowie.
- Czy was porąbało? - dopytywał się Łukaszek. - Przecież jak będziecie się drzeć, to on tu przyjdzie!
- Więc się zgódźcie na nasze warunki!
- Czemu tylko w jedną stronę? A wy nie możecie na nasze? Chociaż częściowo?
- Nie! Bijcie nas! Kopcie! - młodsi uczniowie szarpali ich, popychali. - Nie pozwolimy żebyście robili to co chcecie!
- Wy też tego nie będziecie robić!
- Ale wy bardziej!
- Co tu robić? - okularnik był zrozpaczony perspektywą gimnastyki.
- Mam pewien pomysł... - rzekł w zamyśleniu Łukaszek.
Dziesięć minut później pan od wuefu z niepokojem wstał od swojego biurka. Z sali gimnastycznej nie dobiegał żaden dźwięk. Zdjęty nagłym niepokojem runął w kierunku sali. W głowie już widział okładkę jutrzejszego wydania "To, Co Jest" z wielkim nagłówkiem "Rzeź w szkole podczas lekcji wuef, nauczyciel bez wątpienia winny! Uczniowie umarli w wypadku!! Wszyscy umrą!!!", a pod spodem mniejszy napis "do numeru dodajemy płytę z kolędami". Biegł najszybciej jak mógł, wpadł do sali, a tam...
A tam grupa młodszych uczniów stała, albo siedziała, albo snuła się po sali.
- Co was tak mało? - zaniepokoił się pan od wuefu. - Gdzie jest tamta klasa?
- Wyszli - odezwał się jeden z uczniów. - Proszę pana, oni wzięli piłkę i poszli grać w nogę na korytarz!
- Coś takiego! - pan od wuefu chwycił za klamkę, ale odwrócił się jeszcze i zapytał:
- A wy nie gracie w siatkę? Przecież chcieliście...
- Nie proszę pana - odezwała się z godnością jakaś uczennica. - Właśnie się namyślamy nad adekwatną formą protestu.
Pan od wuefu zastanawiając się nad znaczeniem słowa "adekwatny" ruszył na korytarz. Prawie zaraz wpadł na klasę Łukaszka.
- Co wy tu robicie?
- Niech pan zgadnie - zaproponował Gruby Maciek podcinając w tym samym czasie okularnika. - A: zbieramy grzyby, B: gramy w piłkę...
- Ten korytarz nie jest przystosowany do prowadzenia zajęć z wuefu!
- Ciekawe - Łukaszek spojrzał w zamyśleniu na sufit. - Jeszcze niedawno był. Miesiąc temu, kiedy na sali prowadzony był remont, ćwiczyliśmy właśnie tu, na korytarzu. Więc jeśli teraz się nadawał, to nie rozumiem dlaczego nie mógłby się nadawać teraz...
- Ale czemu nie jesteście na sali?
- Bo tamci nas blokują.
Pan od wuefu chciał jeszcze coś powiedzieć, ale rozległ się dzwonek.
- No, to my już skończyliśmy - oznajmił Gruby Maciek. Uczniowie chwycili piłkę i czmychnęli do szatni.
Pan od wuefu kręcąc głową poszedł do kantorka, zabrał kilka rzeczy i chciał wyjść ze szkoły. Zauważył, że w sali gimnastycznej jeszcze świeci się światło. Zajrzał tam i ponownie osłupiał. Na sali nadal sierdzili uczniowie z młodszej klasy.
- Nie słyszeliście dzwonka? Koniec lekcji!
- Słyszeliśmy, ale nie wyjdziemy stąd. Zaczęliśmy okupację sali gimnastycznej.
- Co? Jak długo?
- Na pewno Święta i Sylwester.
- A o co wam chodzi?
- Jak to o co, ta kopanina na korytarzu była nielegalna! Uważamy, że lekcja nadal jest niezakończona! Żądamy, aby tamta klasa przybyła tu, wznowiła zajęcia, wtedy my ich blokujemy, oni nas bandycko biją, wpada pan, wyrzuca ich i wtedy bez przeszkód możemy demokratycznie grać w siatkówkę! I będziemy siedzieć tak długo aż do skutku!
- A... A... Ale... - jąkał się pan od wuefu. - Ale przecież to może potrwa bardzo, bardzo długo! A już zaraz Święta! Co wy będziecie robić w Święta w szkole?
- O to niech się pan nie martwi. Mamy już adres do pizzerii, która jest w stanie zrobić i nam dostarczyć pizzę z opłatkiem.
Pan od wuefu powiedział "o kurczę", wycofał się na korytarz i sięgnął po komórkę. Zadzwonił do rodziny jednego z protestujących. Odebrał dziadek ucznia.
- Nie, niech tam siedzą. To co, że Święta i Sylwester. Oczywiście, będzie nam go brakowało, ale wie pan, internowanie to poważna sprawa.
- In... Ter... Nowanie? - wyjąkał pan od wuefu.
Dziadek mu wyjaśnił co znaczy to trudne słowo.
- A jak długo oni będą tu siedzieć? - zmartwił się pan od wuefu. - Przecież po Nowym Roku mamy kolejne lekcje...
- Do skutku, proszę pana, do skutku, będą siedzieć o wodzie i suchej pizzy!
- A właśnie, ta pizza. Kto za nią płaci?
- No... - głos dziadka w słuchawce zabrzmiał przeciągle. - Za moich czasów płacił resort.
- Za pizzę?
- Powiedzmy. Więc tu oczekuję, że będzie tak samo, jak podczas tamtego internowania, które osobiście przeżyłem.
- O! To pan był internowany?
- Nie. Ja internowałem.

--------------
http://www.wydawnictwo-lena.pl/brixen3.html - blog w formie książki
https://twitter.com/MarcinBrixen
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
http://kaktus-i-kamien.blogspot.com
http://grunt-rola.blogspot.com

Nie biorę żadnej odpowiedzialności za to co robi Łukaszek, a tym bardziej za to, co mówi Gruby Maciek. A tak poza tym, to fikcja, czysta fikcja. UWAGA! Podczas czytania nie należy jeść i pić! Nie zaleca się czytania pokątnie w obecności szefa! Opluty monitor czyścimy specjalną chusteczką, a klawiaturę szczoteczką do zębów (by Redpill)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości