Marcin B. Brixen Marcin B. Brixen
851
BLOG

Wolność słowa śpiewanego

Marcin B. Brixen Marcin B. Brixen Polityka Obserwuj notkę 22

Tak się złożyło, że jeden z nauczycieli zachorował i zastępowała go pani pedagog. Jednak wbrew oczekiwaniom klasy trzeciej a pani pedagog uparła się, żeby sprawdzić zadanie domowe.
- Może Hiobowski! - zaproponowała pani pedagog.
- Nie mam na imię Mosze!
- Pani powiedziała: Mojżesz - podchwycił okularnik z trzeciej ławki.
- Mojżesz też nie mam.
- Cisza! - krzyknęła pani pedagog. - Mam w posiadaniu informacje, z któych wynika, że mieliście mieć zadanie domowe. I dlatego zapytuję cię Hiobowski: macie?
- Ja? - spytał skołowany Łukaszek i rzekł Grubemu Maćkowi:
- Pani mówi do ciebie!
Gruby Maciek wstał i zaczął się jąkać ze zdenerwowania.
Pani pedagog zamknęła oczy, policzyła szybko dwadzieścia pięć razy do czterech, po czym kazała Gruby Maćkowi usiąść.
- Hiobowski! Masz to zadanie domowe?
- Nie mam.
- Acha! - zakrzyknęła pani pedagog z triumfem, po czym siadła do biurka, wyciągnęła szufladę i wyjęła z niej oficjalny, zatwierdzony w Brukseli formularz "niemania zadania domowego".
- No to wpisujemy... Imię... Nazwisko... Wzrost... Wyznanie... Orientacja... Rasa... Numer buta... Zajęcia lekcyjne z... Zadania domowego... Brak... Przyczyna... Hiobowski, a właściwie dlaczego nie zrobiłeś tego zadania?
- Bo późno wróciłem do domu.
- Jak się jeździ po sklepach zamiast odrabiać lekcje, to potem tak jest...
- Ale ja ze szkoły tak późno wróciłem!
- Nie kłam Hiobowski! - pani pedagog poczerwieniała ze złości. - Mieszkasz na tym samym osiedlu! Do domu masz najdalej kilometr!
- Tak, ale w linii prostej!
Pani pedagog na chwilę zaniemówiła, po czym zażądała wyjaśnień.
- Bo mi drogę blokują. Pod osiedlowym domem kultury stoją jacyś ludzie, zatrzymują, nagabują. No przejść nie idzie. Wie pani ile ja muszę drogi nadkładać?
- A co to za ludzie? - zainteresowała się pani pedagog.
- Protestują.
- Przeciwko czemu?
- No właśnie nie przeciwko, tylko za. Za wolnością słowa.
Pani pedagog wstała gwałtownie i przewróciła z rumorem krzesło.
- Trzecia a! Natychmiast ubierać się! Idziemy tam! Tam ludzie walczą, a wy tu siedzicie sobie w ciepełku! Wychodzimy!
Po kilku minutach trzecia a wraz ze swoją opiekunką opuściła gmach szkoły i udała się na osiedle. Rzeczywiście, pod osiedlowym domem kultury kręciła się grupka ludzi. Pani pedagog zaczepiła jakąś młodą dziewczynę.
- Tak, to my! - wybuchnęła entuzjazmem dziewczyna. - Walczymy o wolność słowa!
- A konkretnie...?
- A konkretnie o wolność słowa śpiewanego. Miał tu grać i śpiewać pewien zespół, ale grupka zaczadzonych na mózgu obywateli zorganizowała protest, że niby to ich obraża! I niech pani zgadnie co się stało!
- Odwołano koncert?
- Tak jest! Coś podobnego1 Mamy dwudziesty pierwszy wiek, i nie godzi się odwoływać koncert z powodów światopoglądowych ludzi, którzy i tak by na niego nie przyszli!!
- A co grają? - wstrzelił się z pytaniem Łukaszek.
- E... Nie wiem. Ale to nieistotne! - podkreśliła z pośpiechem dziewczyna. - My walczymy o wolność każdego słowa!
- A kto was skrzyknął? - chciał wiedzieć okularnik.
- Nikt! Jak można sugerować w ogóle coś podobnego! Wypraszam sobie jakikolwiek pierwiastek sugestii, że my jesteśmy zorganizowani, a co za tym idzie, sterowani! Po prostu ktoś pierwszy napisał na fejsie i...
- A kto był tym pierwszym?
- On! - dziewczyna pokazała jakiegoś młodego człowieka. - On pierwszy rzucił hasło!
- A kto to? - spytał Gruby Maciek. - Co on robi?
- No... Właściwie... To pisze na fejsie i...
- Bezrobotny?
- Ależ skąd! Wolny strzelec! I artysta!
- No to co on konkretnie robi?
- Artystuuje się - odparła z godnością dziewczyna. - Zresztą sami go spytajcie. Albo nie, nie teraz! Teraz idzie kierownik tego domu kultury!
Jakiś mężczyzna próbował przejść przez grupę protestującą, ale ci zarzucili go postulatami. Kierownik przyjrzał im się cokolwiek rozbawiony i niespodziewanie oświadczył:
- Dobrze. Zrobię wam ten koncert. Ale musicie kupić na niego bilety teraz.
I wymienił jakąś słoną cenę.
- Czego się nie robi dla wolności słowa - westchnęła dziewczyna i sięgnęła po kartę.
- A my wracamy. Macie jeszcze lekcje - przypomniała pani pedagog.
I tak się znów złożyło, że następnego dnia pani pedagog znów miała zastępstwo u trzeciej a.
- I co Hiobowski, masz zadanie domowe?
- E... No właśnie...
- Nie masz?! - pani pedagog zmarszczyła groźnie brwi i sięgnęła do szuflady biurka.
- Byłem wieczorem na koncercie! - dodał spiesznie Łukaszek. - Na tym koncercie!
- A! - pani pedagog cofnęła rękę. - I jak było?!
- Super!! Zespół "Kobiety do garów" grał piosenki ze swojej najnowszej płyty "Homoseksualizm da się leczyć"!!

Nie biorę żadnej odpowiedzialności za to co robi Łukaszek, a tym bardziej za to, co mówi Gruby Maciek. A tak poza tym, to fikcja, czysta fikcja. UWAGA! Podczas czytania nie należy jeść i pić! Nie zaleca się czytania pokątnie w obecności szefa! Opluty monitor czyścimy specjalną chusteczką, a klawiaturę szczoteczką do zębów (by Redpill)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka