Marcin B. Brixen Marcin B. Brixen
1288
BLOG

Kumoterstwo

Marcin B. Brixen Marcin B. Brixen Polityka Obserwuj notkę 8

W związku z tym, że zbliżał się koniec roku szkolnego, Hiobowscy bardzo interesowali się ocenami Łukaszka.
- Jeszcze, nie daj Boże, nie przejdziesz do następnej klasy - załamywał ręce dziadek.
- Przejdę - odparł ze spokojem Łukaszek.
- Ale przecież grożą ci niedostateczne na koniec!
- I tak przejdę. Można mieć do trzech laczków i przejść.
- Co to za czasy - dziadek złapał się za głowę.
- Niech mi tylko dziadek nie opowiada, że kiedyś było lepiej - skrzywił się Łukaszek.
- Oczywiście!
- Akurat! Nie wolno było mieć żadnego niedostatecznego i...
- Łukasz! - krzyknął tata Łukaszka wchodząc do pokoju z zeszytem w ręku. - Coś ty napisał za głupoty w wypracowaniu?!
Tu trzeba dodać, że dorosła część rodziny Hiobowskich postawiła sobie za punkt honoru, żeby Łukaszek miał jak najlepsze oceny na świadectwie kończącym piątą klasę. Zatem sprawdzano mu każde zadanie domowe. Dochodziło czasem do dziwnych scen, kiedy to dziadek skreślał coś, a potem babcia przywracała pierwotną treść skreślając poprawki dziadka. Niemniej jednak oceny Łukaszka poprawiały się. Nadchodziły ostatnie wypracowania, ostatnie oceny, ostatnie możliwości podciągnięcia średniej. Hiobowscy wzmogli czujność.
- Co to jest, pytam się? - powtórzył tata Łukaszka.
- Wypracowanie.
- Coś ty za głupoty napisał? - tacie zeszyt aż skakał w rękach.
- Co napisał? - spytała reszta rodziny.
- Napisał, że w Polsce nie ma już kumoterstwa - rzucił bombę tata.
- No wiecie co - przerwała milczenia babcia. - To było, jest, i będzie...
- Nie ma - rzekł z przekonaniem Łukaszek.
- Dlaczego? - spytała zaciekawiona mama Łukaszka.
- Bo nie ma przecież już żadnego rybaka.
- Co ma rybak do kumoterstwa??? - tata Łukaszka złapał się za głowę.
- Przecież kumoter to statek rybaka - wyjaśnił Łukaszek.
- Ty głupku - zwróciła się do niego serdecznie siostra. - Kumoter to osoba z jedną nogą krótszą!
Siostrę wyrzucono z pokoju i dyskusję toczono dalej.
- Rybak pływa kutrem - tłumaczył cierpliwie tata. - I zresztą to nieprawda, że ich nie ma. Łowią przecież dorsza.
- Albo i dwa dorsze - wtrącił gorzko dziadek i wyszedł do kuchni pomstując na limity połowów, które obowiązują Polskę.
- Kumoterstwo to zatrudnianie swoich - za tłumaczenie zabrała się babcia. - I nie ma w tym niczego złego!
- Jak to?! - oburzył się tata. Wybuchła gwałtowna dyskusja po czym ktoś zapytał Łukaszka o zdanie, czy on zatrudniłby swoich kolegów.
- Tak, ale nie wszystkich - odparł po namyśle. - Okularnika z trzeciej ławki w życiu bym nie zatrudnił. Ale Grubego Maćka tak. Ale zależy jeszcze do czego! - zastrzegł się. - Na pewno nie do niczego związanego z matmą. Maciek jest z niej jeszcze gorszy ode mnie i ja musiałbym robić za niego...
- Nie podobało mi się to stwierdzenie, że kumoterstwo było, jest i będzie - wtrąciła się mama Łukaszka patrząc na babcię. - Być było, wiadomo. Zwłaszcza za rządów pewnej partii. Same kumoterstwo! I dorsze!
- To co ci się nie podoba? - zapytała lodowatym tonem babcia. - Że kumoterstwo będzie? Będzie. to leży z ludzkiej naturze.
- Nie podoba mi się to stwierdzenie, że kumoterstwo jest - stwierdziła kwaśno mama. - Mamy najlepszy rząd od czasów Fenicjan!
Tata Łukaszka zaczął się krztusić.
- Oni mają wysokie standardy moralne! - rozpędzała się mama. - Łączą ich poglądy, idea...
- Wybacz, moja droga - przerwał jej dziadek. - Ale niedawno przecież do partii rządzącej przeszedł polityk, który był w opozycji i był postrzegany jako wariat i oszołom...
- Widocznie zmienił poglądy, to się zdarza...
- Nie zmienił, nadal twierdzi to samo.
- Bo na tym polega pluralizm - wyjaśniła radośnie mama. - Co, może na rozkaz szefa partii wszyscy mają twierdzić to samo! To faszyzm!
- Antysemityzm! - podpowiedziała złośliwie babcia.
- Ma babcia rację! To faszyzm i antysemityzm!
- To co z tym moim wypracowaniem? - przebił się Łukaszek.
- Dobrze napisałeś! - powiedziała mu mama. - kumoterstwa już nie ma! Zobaczcie sami!
I włączyła telewizor. Pokazywano konferencję prasową na której był premier, jego asystentka i ważny gość z zagranicy. Asystentka stała przy mikrofonie i coś dukała.
- A... Kojarzę ją - powiedział Łukaszek. - Było o niej w internecie.
- A co takiego?
- Że wyciekły jej zdjęcia, na których pukała się z jakimś Murzynem...
Wybuchła straszna awantura. Babcia krzyczała, że nie wolno mówić "pukać się", a mama, że nie wolno mówić "Murzyn". Na sali konferencyjnej też wybuchł gwar po odejściu asystentki od mikrofonu. Do mównicy pofatygował się sam premier.
- Jak to, kto to jest? - odpowiadał premier na pytania z sali. - To moja nowa asystentka.
- Podobno to córka ministra! - padło z sali.
- Proszę państwu, ja nikomu w metrykę nie zaglądam. Nie jesteśmy tamtą partią, żeby sprawdzać kto jest czyim dzieckiem. Nie lustrujemy życiorysów!
- A dlaczego ją pan zatrudnił?
- Jest świetnym fachowcem od stosunków międzynarodowych - wyjaśnił premier i ruszył w kierunku swojego miejsca. Niestety, po drodze nieuważnie nadepnął na but ważnego gościa z zagranicy. Gość zrobił rozzłoszczoną i obrażoną minę.
- Jak już mówiłam - kontynuowała asystentka do mikrofonu - nasz rząd nie będzie stał w ukłonie przed bankami ani zginał się na klęczkach przed kościołem!
Premier na czworakach pucował rękawem but ważnego gościa z zagranicy. Oblicze gościa powoli wypogadzało się.

Nie biorę żadnej odpowiedzialności za to co robi Łukaszek, a tym bardziej za to, co mówi Gruby Maciek. A tak poza tym, to fikcja, czysta fikcja. UWAGA! Podczas czytania nie należy jeść i pić! Nie zaleca się czytania pokątnie w obecności szefa! Opluty monitor czyścimy specjalną chusteczką, a klawiaturę szczoteczką do zębów (by Redpill)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka