Była piękna, styczniowa niedziela. Hiobowscy wybrali się na miasto. Od razu wpadli na gromadę dzieci, które zbierały.
- A, no tak, styczniowa niedziela... - przypomniała sobie mama Łukaszka. Tak się jakoś utarło prawem wieloletniej tradycji, że w tą niedzielę się kwestuje. Coraz więcej organizacji się dołączało i zbierało na różne cele. Dochodziło do starć, bojkotów i napięć towarzyskich. Trzeba było bardzo uważać, do której puszki się wrzuca.
- Czy państwo nas wspomogą? - zapytały dzieci i podsunęły puszki.
Babci przypomniało się gierkowe "pomożecie?" i bez słowa sięgnęła po portfel.
- Momencik - zatrzymał ją dziadek. - Na co zbieracie?
- No jak to, nie poznajesz emblematów Największej Fundacji? - zapytał go tata Łukaszka.
- Tak to my, Najdłużej Zbierający - potwierdziły dzieci. - W tym roku zbieramy na najpilniejsze potrzeby służby zdrowia!
- A tak konkretnie? - chciała wiedzieć babcia.
- Tak konkretnie to na rachunki za prąd, patyczki laryngologiczne i kartofle do kuchni...
Hiobowscy zaczęli szeleścić banknotami w milczeniu, jedynie dziadek informował głośno, że fundacja ileś tam procent przeznacza na cele statutowe, niekoniecznie mające związek z tym, na co się kwestuje...
Ale każdy coś do puszki wrzucił, choć z innego powodu. Mama - bo "Wiodący Tytuł Prasowy" tak kazał, Tata - bo ta organizacja miała największy rozmach i zapewniała największe wsparcie. Babcia - bo sama mogła znaleźć się w szpitalu i mogła z pomocy fundacji korzystać. Dziadek - bo jednak wypadało. Siostra - bo to było modne. Łukaszek - bo chciał serduszko i po cichu marzył, że on też będzie kiedyś latał z puszką.
Hiobowscy zatem wrzucili, nakleili emblemat na garderobę, westchnęli i ruszyli przed siebie.
- Sukces! - ekscytowała się mama Łukaszka, - Może w tym roku uzbierają jeszcze więcej!
- Tak sobie myślę - odezwał się tata Łukaszka. - Że sukces charytatywności oznacza coś jeszcze innego.
- O! A co?
- Słabość państwa. Takie zbiórki to w pewnym sensie proteza - zaczął tata Łukaszka, ale nie dali mu wyjaśnić i zakrzyczeli, że chce, aby umierały chore dzieci.
- Co, co, to nie ma hasła "mówta co chceta"? - oburzył się tata Łukaszka. Na szczęście awanturę przerwało następne spotkanie. Kawałek dalej natknęli się na młodzież, która również zbierała. Ale młodzież była inaczej ubrana. Tak bardziej militarnie. I oznakowanie miała inne.
- Czy państwo nas wspomogą? - zapytała młodzież i podsunęła puszki. Puszki wyglądały z lekka niecodziennie, przypominały granaty. Nie owoce, te wojskowe.
- A na co zbieracie? - spytała czujnie babcia Łukaszka.
- Na ofiary broni palnej! Na rannych! Na dzieci, którym zastrzelono rodziców! Na ofiary przypadkowych wystrzałów i myśliwskich pomyłek! Na rodziny policjantów, którzy zginęli broniąc społeczeństwa!
Hiobowscy wzruszyli się - bo jak tu się nie wzruszyć - i nie chcąc wyjść na chamów o zatwardziałych sercach ponownie sięgnęli po pieniądze.
- A... Jeśli można... To kto zbiera? - zapytał tata Łukaszka.
- Związek producentów broni palnej!
Hiobowscy zamarli z banknotami w dłoniach.
- A te ileś procent na cele statutowe przeznaczacie na...?
Jeden z młodzieży zrobił niewyraźną minę i powiedział:
- No, na produkcję nabojów - i dodał pospiesznie:
- Ale zbieramy na ofiary broni palnej! Na rannych i kalekich!! Chyba ich nie odtrącicie?!!!
Hiobowscy oczywiście nie odtrącili i zasilili puszki swoimi pieniędzmi, a potem udali się w kierunku głównej atrakcji dnia - festiwalowi koncertowemu. Już z daleka słychać było dźwięki mocnego uderzenia, a gdy przedostali się blisko sceny - akurat wyszedł na nią jeden z prowadzących.
- Witam!!! Cieszę się, że tylu was tu jest, razem z nami!!! Przypominam, zbieramy na chore dzieci!!! A teraz specjalnie dla chorych dzieci zagra zespół Wymioty Szatana!!!
Zabrzmiał mocny, gitarowy riff i wokalista wycharczał do mikrofonu:
- Człowiek to jest podłe plemię, pruj mu flaki, wdepcz go w glebę...
- To na pewno dla chorych dzieci? - zauważył ironicznie dziadek Łukaszka, ale jakoś nikt nie podjął polemiki.
Najlepsze nastąpiło jednak wieczorem. Okazało się, że zbiórka była gigantycznym sukcesem i Największa Fundacja uzbierała więcej niż wynosi budżet Ministerstwa Zdrowia! W związku z tym część szpitali oświadczyła, że wypowiadają kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia i podpisują nowe, z Fundacją. Premier zaraz ogłosił, że od przyszłego roku Fundacja przejmuje obowiązki Ministerstwa Zdrowia, a Ministerstwo Zdrowia będzie kwestować do puszek. Ministerstwo zaprotestowało, że już jedno ministerstwo zamierza kwestować (Infrastruktury, na autostrady) i będą sobie robić wewnętrzną konkurencję. A na dodatek Ministerstwo Zdrowia właśnie uruchamia rewolucyjny program "Proteza dla każdego". Od tej pory nie będzie się leczyć gangren kończyn, złamań czy zmiażdżeń, lecz fachowo obcinać i zastępować protezą. Na protezy będzie oczywiście kwesta, bo budżetu nie stać. Każdego przecież wzruszy los beznogiego czy bezrękiej, a wyjdzie to taniej niż leczenie. No i w przypadku ponownego uszczerbku protezę taką łatwo wymienić. Ministerstwo oszacowało, że nasz kraj już za kilka lat byłby światową potęgą wśród producentów protez!
- A zatem - wszystko w rękach, sercach i portfelach społeczeństwa! Pamiętajcie!! Ludzie bez kończyn liczą na was!!! - wrzeszczał z emfazą spiker dziennika tv na tle pokaleczonych ludzi patrzących z rozpaczą z ekranu, po czym uspokoił głos i rzekł:
- Jeśli uważasz, że jesteś w stanie poprowadzić zbiórkę pieniędzy i całą akcję "Proteza dla każdego", zapraszamy na castingi. Odbędą się w szesnastu miastach Polski! Podaję terminy...